Rana po patriarchacie – o kobiecie, która przestała grać

To opowieść o uwolnieniu — od ról, które miały chronić, a stały się więzieniem. O odwadze, która nie polega na sile, lecz na szczerości wobec siebie. O powrocie do prawdy, która boli, ale wyzwala.

DROGA KOBIETY

Rana po patriarchacie – o kobiecie, która przestała grać

Przez tysiące lat życie kobiety zależało od woli mężczyzny. Od jego decyzji, nastroju, łaski. Kobieta, by przetrwać, musiała nauczyć się odgrywać role.
Była tą, która się uśmiecha, nawet gdy chce płakać.
Tą, która zgadza się, żeby nie stracić miłości, by być potrzebną, konieczną dla życia mężczyzny - by przeżyć.
Tą, która przytakuje, by nie być odrzuconą, bo odrzucenie nie było jedynie złamanym sercem ale wyrokiem śmierci.

I z pokolenia na pokolenie — z matki na córkę — przekazywana była nie tylko wiedza o tym, jak gotować czy wychowywać dzieci. Przekazywana była strategia przetrwania.
Historia, że żeby przeżyć — musisz grać, musisz bardzo dobrze odegrać rolę.

Gra, która stała się tożsamością

Ten schemat jest dziś tak głęboko w nas, że nie zauważamy, jak bardzo żyjemy w fikcji.
Wiele kobiet, które spotykam, nie wie już i nigdy nie wiedziało kim są, bo całe życie były tym, czego inni od nich oczekiwali. Większość z nas nie spędziła sama z prawdziwą sobą nawet minuty w swoim życiu. Większość z nas nawet nie widzi, że to wszystko czym jest nie jest nią. Większość z nas nie czuje jak bardzo jest to bolesne, że we własnym życiu nigdy nie spotkały siebie. 

Wciąż zadają sobie pytania:
„Czy jestem wystarczająco dobra?”
„Czy jestem zbyt emocjonalna?”
„Czy jestem wystarczająco kobieca?”

"Co mam zrobić, by być chciana przez mężczyznę?"

Nie zauważają, że to pytania, które pochodzą z lęku — lęku zakorzenionego w historii, gdzie prawda o sobie była niebezpieczna.
Bo kiedyś bycie sobą oznaczało śmierć. A i dziś może oznaczać odrzucenie - przez inne kobiety, przez mężczyzn, przez rodzinę, przez społeczeństwo - ale o tym następnym razem. 

I ten lęk nie jest tylko osobistą raną z dzieciństwa.
To kolektywna wibracja strachu, przenoszona w DNA, w ciele, w oddechu.
Miliony kobiet przez pokolenia żyły w świecie, w którym nigdy nie miały szansy spotkać samych siebie.

To jedna i ta sama historia, na poziomie wibracji powtarzana przez wszystkie kobiety na całym świecie od tysięcy lat - przeciwstawienie się takiemu ładunkowi, tak ogromnej sile działającej na całej planecie i w naszym wnętrzu to nie jest materiał na weekendowy warsztat afirmacyjny - to wieloletnia wyczerpująca walka, którą wygrać mogą jedynie najsilniejsze samurajki, amazonki i widźmy. 

To walka piekielnie trudna, ale warta wygrania. 

Moja własna podróż do siebie

Ja nigdy nie należałam do pokornych czy łagodnych, bunt z daleka może nawet wydawać się wolnością. Jednak dopiero gdy wyjechałam — naprawdę sama, zostawiając za sobą wszystkich i wszystko co znałam przez rok jeżdżąc samotnie autem po krajach, których kultury nie rozumiałam z jedną intencją "chcę wreszcie spędzić czas z sobą", "chcę wreszcie poznać to kim naprawdę jestem"— dopiero wtedy zaczęłam widzieć, jak głęboko ta gra siedzi we mnie. Grałam nie tylko przed innymi - znanymi, nieznajomymi - ale przede wszystkim zauważyłam, że gram przed samą sobą. 

I ta świadomość początkowo zrównała mnie z ziemią - nawet będąc zbuntowaną na system i niezależną, silną - ja tak naprawdę nie jestem sobą - nie pozwalam sobie na siebie nawet, gdy w okół nie ma nikogo innego. 
Jechałam samochodem z kraju do kraju, bez planu, bez celu, bez kontaktu z kimkolwiek, kogo znałam.
Moim jedynym Mottem było: „mam w dupie innych, chcę wreszcie poznać siebie - cokolwiek to znaczy i nieważne jak drogo za to zapłacę - wolę zginać jako ja niż dalej przetrwać nie mając pojęcia kim jestem.”

I dopiero w tej ciszy, w tym odłączeniu, zaczęły wychodzić na powierzchnię wszystkie role, które grałam.
Nie tylko wobec innych, ale też wobec siebie.
Jak wiele moich gestów, słów, a nawet moich myśli było próbą dopasowania się.
Jak bardzo byłam zaprogramowana, by zasługiwać.

To był moment brutalny i wyzwalający jednocześnie.
Bo zobaczyłam, że moja gra uniemożliwia mi prawdziwą intymność — ze sobą i z drugim człowiekiem.

Możesz być adorowana, kochana, pożądana — ale jeśli inni kochają Twoją grę, a nie Ciebie, to nie poczujesz miłości. Twoja maska może być wielbiona przez miliony i nawet jeśli ty nigdy w życiu nie widziałaś swojej własnej twarzy więc nawet nie wiesz, że ta maska to nie ty - to ta adoracja i miłość nigdy nie wypełni pustki, którą w sobie nosisz. Ona nigdy cię nie nasyci. To rodzaj czarnej dziury - możesz być wówczas kochana przez cały świat, ale głęboko w środku i tak będziesz czuła się niewidziana, niekochana, niechciana.
To wręcz pogłębia ranę: utwierdza w przekonaniu, że prawdziwa ja nie zasługuje na bycie kochaną. 

I to nie jest odrzucenie z dzieciństwa - nie boli cię to, że ktoś cię odrzucił 10/20/50 lat temu. To odrzucenie, które sama sobie dajesz codziennie, w każdym geście, w każdym oddechu przez całe twoje życie. Boli cię to, że teraz czytając te słowa sposób w jaki siedzisz, sposób w jaki oddychasz, to jak ubrana jesteś, to jak umalowana jesteś - nie jest twój - boli cię to, że codziennie wybierasz maskę zamiast siebie. Boli cię rana, którą sama sobie codziennie zadajesz. 

Prawdziwa odwaga

Zrozumiałam, że prawdziwa odwaga kobiety nie polega na tym, by być „silną” czy „niezależną”.
Odwaga zaczyna się tam, gdzie przestajesz grać.
Gdzie pozwalasz sobie być sobą — nawet jeśli to oznacza bycie niezrozumianą, odrzuconą, samotną.  Nawet jeśli oznacza to bycie bardzo niedoskonałą, pokraczną, szukającą, popełniającą błędy.

Bo dopiero wtedy zaczynasz czuć siebie.
A kiedy czujesz siebie — możesz też naprawdę kochać i naprawdę tą miłość przyjąć.
Nie z lęku, nie z potrzeby potwierdzenia, ale z pełni.

I dopiero z tej pełni rodzi się prawdziwa kobieca energia: spokojna, nieporuszona, lekka.
Z niej płynie radość, namiętność, obecność.
Z niej rodzi się boski seks i orgazmy, które są spotkaniem wszystkiego co w nas żywe: naszych ciał, dusz, emocji, umysłów.

Powrót do siebie

Kiedy kobieta naprawdę poznaje siebie, przestaje walczyć.
Nie musi już niczego udowadniać, zdobywać, zasługiwać.
Nie szuka już miłości — bo jest nią.

A świat, w którym kobiety przestają grać, zaczyna się naprawdę zmieniać.
Bo każda kobieta, która odważyła się być sobą, rozświetla drogę innym.

I wiem, że dużo z tych słów może być dla ciebie abstrakcyjnych, niedorzecznych - bo to można zrozumieć dopiero doświadczając tej zmiany w sobie.

Jeśli czujesz, że w Tobie też jest ta gra, pustka i to cisze ale głębokie poczucie,  że nie jesteś szczęśliwa w swoim własnym ciele, emocjach i życiu — zapraszam Cię do spotkania.
Do rozmowy, dotyku, ciszy, w której możesz wreszcie siebie usłyszeć.
W ramach moich
3 miesięcznych programów transformacyjnych tworzę przestrzeń, w której dotyk, obecność i świadomość stają się drogą powrotu do siebie.
To proces, który nie przyspiesza, nie ocenia, lecz prowadzi ku temu, co prawdziwe - co naprawdę żywe.
Jeśli czujesz, że to Twój moment —
zapraszam Cię do spotkania.