Między agresją a uległością – o odnalezieniu równowagi i wolności w seksualności
W relacji między kobietą a mężczyzną często gubimy prawdziwą bliskość, zamieniając ją w grę sił, kontroli i lęku przed odrzuceniem. On udaje twardego, bo boi się czuć. Ona udaje gotowość, bo boi się utracić miłość. Ten tekst jest o tym, jak przestać grać – i pozwolić sobie naprawdę spotkać się w ciele, sercu i prawdzie.
SERCE MĘŻCZYZNYTANIEC KOCHANKÓW


Między agresją a uległością – o odnalezieniu równowagi i wolności w seksualności
Seksualność w swojej istocie jest przepływem życia – energią, która chce się poruszać, czuć, tworzyć, łączyć. A jednak u wielu z nas ten przepływ został zablokowany. Zamiast miękkości i zaufania, pojawiły się mechanizmy obronne: kontrola, dominacja, uległość, wstyd.
To, co miało być spotkaniem dwóch dusz w ciele – stało się sceną, na której gramy wyuczone role, żeby przetrwać.
Gdy Mężczyzna się boi się czuć
Wielu mężczyzn w Polsce, tak jak wszędzie na świecie, nosi w sobie głęboko zakorzeniony lęk przed emocjonalną bliskością.
Od najmłodszych lat uczono ich, że wrażliwość to słabość, że mężczyzna ma być silny, niezależny, zawsze kontrolujący sytuację - że siła to panowanie – nad sobą, nad innymi, nad sytuacją.
W dorosłym życiu ta postawa często prowadzi do ucieczki w rolę nieczułego dominanta – tego, który bierze, ale nie czuje.
A jednak za tą maską stoi nie siła, lecz lęk – przed odrzuceniem, zależnością, bezradnością wobec własnych emocji - bezradność wobec własnego serca.
Tak rodzi się znieczulenie. Ciało działa, ale serce milczy, a dusza zamknięta jest w klatce często nieuświadomionej samo-nienawiści. Seksualność staje się wówczas aktem całkowicie pozbawionym obecności i czucia – staje się pustym gestem, a wręcz aktem samo-przemocy. Bo w odgrywaniu tej dominującej roli mężczyzna nie jest świadomy i nie czuje jak bardzo sam wykorzystuje swoje własne ciało, by dopasować się do obrazka, by być tym prawdziwym mężczyzną, by zasłużyć na uznanie czy szacunek innych. Przy bliższym przyjrzeniu się jest to jednak akt samo-opuszczenia, używania siebie, swoistego gwałtu dokonywanego na samym sobie.
Seks bez czucia
Seks bez czucia staje się mechanicznym ruchem ciała, w którym nie ma obecności ani połączenia.
Z zewnątrz wygląda jak namiętność, ale w środku jest pustka – brak oddechu, brak spotkania, brak prawdy.
Mężczyzna udaje kontrolę, kobieta udaje przyjemność – oboje tęsknią za czymś, czego nie potrafią już nazwać.
Za dotykiem, w którym nie trzeba grać. Za spojrzeniem, które nie ocenia. Za chwilą, w której można po prostu być.
Kobieta, która boi się być sobą
Wiele kobiet które spotkałam przyznaje, że przez lata nauczyły się „dawać siebie” w relacjach kosztem własnych granic. Zamiast odczuwać, „robią” seks.
Robią to z miłości, ze strachu, z potrzeby bycia wystarczającą.
Wychowane w świecie, który od pokoleń uczy je, że ich wartość zależy od tego, czy są pożądane, a nie od tego, czy czują – gubią siebie w próbach dopasowania się do cudzych oczekiwań.
Ich ciało pamięta każdą sytuację, w której zgodziły się, choć w środku czuły „nie”.
To właśnie tam zaczyna się rozdzielenie – pomiędzy ciałem a duszą, pragnieniem a obowiązkiem, miłością a lękiem przed odrzuceniem.
Często zmuszają się do zbliżenia, nie dlatego że tego chcą, ale dlatego że boją się utracić miłość, uwagę, akceptację.
Ich ciało mówi „nie”, ale usta się uśmiechają.
Ich serce chce czuć, ale umysł nakazuje „być dobrą, pożądaną, wystarczającą”.
Z czasem ciało zamyka się. Przestaje reagować. Traci swoją spontaniczność i naturalny błysk życia.
To nie jest brak libido – to brak bezpieczeństwa, brak zaufania do siebie, brak zgody, by naprawdę czuć.
Gra, która zabija bliskość
Tak powstaje dramat, który powtarzamy w milczeniu: on udaje, że panuje, ona udaje, że chce.
Zamiast prawdziwego spotkania dwojga istot – mamy taniec masek, w którym każde z nich jest samotne.
Nie ma tam zabawy, nie ma odkrywania, nie ma autentyczności.
Jest tylko napięcie, nieufność i powracające poczucie, że „coś tu jest nie tak”.
Bo nie da się zbudować bliskości tam, gdzie nie ma prawdy.
Spotkanie zamiast walki
Prawdziwa seksualność nie jest walką o władzę. Nie jest próbą „zaspokojenia” drugiego człowieka, ani dowodem własnej wartości.
To taniec energii pomiędzy dwoma istotami, które wiedzą, że bliskość nie wymaga masek.
W takiej przestrzeni kobieta nie musi być uległa, a mężczyzna nie musi być twardy.
Nie ma już agresora ani ofiary. Jest spotkanie.
I właśnie to spotkanie – miękkie, autentyczne, nieplanowane – jest początkiem uzdrowienia.
Bo kiedy dotyk płynie z obecności, ciało zaczyna się rozluźniać, a dusza przypomina sobie, że miłość nie boli.
Wolność zaczyna się od odwagi czucia
Równowaga w seksualności nie oznacza „po równo”.
To nie kalkulacja, ale obecność – zgoda, by być prawdziwym, takim jakim się jest: czasem silnym, czasem delikatnym, czasem pragnącym, czasem niegotowym.
Kiedy pozwalamy sobie czuć, a nie grać – rodzi się przestrzeń dla spotkania.
Dla zabawy, śmiechu, łagodności.
Dla erotyzmu, który nie jest już formą władzy, lecz formą ekspresji życia.
To właśnie wtedy zaczyna się uzdrawianie.
Bo Eros, w swojej czystej postaci, nie zna agresji ani uległości. Zna tylko przepływ – pomiędzy dwoma sercami, które chcą być w prawdzie.
Powrót do Erosa – czystej energii życia
W mojej pracy z klientami w Gdańsku i całej Europie często mówię, że powrót do równowagi w seksualności nie polega na „naprawianiu siebie”.
To raczej zdejmowanie kolejnych warstw tego, co nie jest nasze – wstydu, przymusu, fałszywych przekonań.
To powrót do niewinności – tej, która wie, że seksualność jest radością, zabawą, ruchem energii życia.
Eros, który jest czysty, nie dominuje i nie poddaje się.
On tańczy.
Zaprasza.
I wtedy, dopiero wtedy, między dwojgiem ludzi rodzi się prawdziwe połączenie – w ciele, w sercu, w duszy.
I to wtedy seks zaczyna prawdziwie smakować, a orgazmy stają się naturalne i .. bardzo częste.
Zaproszenie
Programy Pełnej Transformacji w Gdańsku są przestrzenią, w której uczysz się czuć, ufać i odzyskiwać swoje ciało jako świątynię życia.
To nie jest terapia – to droga powrotu do wolności, do miłości, do Erosa, który nie rani, ale uzdrawia.






